WITAMY NA STRONIE INTERNETOWEJ!
„Dziecięcy ośrodek wypoczynkowo-rehabilitacyjny” nad jeziorem Issyk Kul w Kirgizji został w celu pomocy sierotom, dzieciom inwalidom i dzieciom z biednych rodzin – dzieci przebywają w Ośrodku bezpłatnie. Jednorazowo ośrodek przyjmuje do 90 dzieci, nie tylko z parafii katolickich, lecz także inne dzieci niezależnie od narodowości i wyznania. 100 m od Ośrodka znajduje się plaża. Jezioro Issyk-kul należy do jednych z większych i głębszych (702 m) jezior świata. Znajduje się ono na wysokości 1600 m n.p.m. i nie zamarza także zima. Obok jeziora zaczyna się pasmo Tien-szan, do którego dochodzi się zalesionymi dolinami. Położenie naszego Centrum sprawia, że można nie tylko wypoczywać na plaży, ale także robić wycieczki w góry (30 min jazdy od ośrodka) i nad lokalne malownicze wodospady, czy tez kapać się w gorących źródłach.
JEZUICI NASZE WIADOMOŚCI | NR 54 | GRUDZIEŃ 2019
52
Od ziarna
do krzewu
Dziewczęta ze szkoły średniej w Suzaku, jednym
z najsilniejszych centrów islamu na południu Kirgistanu,
od razu z autobusu idą na brzeg jeziora Issyk-kul. Widać,
że tak wielka woda robi na nich wrażenie –
to właściwie morze (200 km długości), a nie jezioro.
Są w hidżabach, więc mogą tylko zanurzyć nogi w wodzie.
To już trzeci rok, jak o. Adam Malinowski SJ z parafii
w Dżalalabadzie organizuje obozy astronomiczne
dla muzułmańskiej młodzieży.
DAMIAN WOJCIECHOWSKI SJ
W
samym
Dżalala-
badzie i okolicach
o. Adam prowadzi
ponad 10 klubów
astronomicznych w miejscowych
szkołach, a koło kościoła wybudował
małe obserwatorium astronomicz-
ne. Astronomia jest blisko teologii:
kto patrzy w niebo, patrzy w stronę
Boga. W niektórych szkołach zdjęcie
o. Adama wisi obok Gagarina. W na-
grodę najbardziej aktywni uczestni-
cy zajęć jadą na obóz do naszego
Dziecięcego Ośrodka Wypoczynkowo-
Rehabilitacyjnego nad jeziorem Issy-
k-kul. W umowie o organizacji obo-
zów mamy zapis, że nie możemy ich
nawracać – taki był warunek rodzi-
ców. Ale i tak młodzi muzułmanie
przyglądają się wszystkiemu dookoła
z ogromnym zainteresowaniem: na-
szym woluntariuszom z Europy, na-
szej modlitwie i Mszy św.
Trudny dialog
– Damian, jak jeszcze raz zrobisz
taki obóz, to cię spalimy! – oświad-
cza mi młody mołdo (kirgiski mułła,
ARRUPE!
53
czyli duchowny muzułmański), które-
go spotykam w tartaku w sąsiedniej
wiosce Dżenisz (kirg. „zwycięstwo”,
przed II wojną światową wioska ta
nazywała się Czyczkan, czyli „mysz”).
Ma ogoloną głowę, z trudem „wyho-
dowaną”, rzadką bródkę, ubrany jest
w białą koszulę do kolan i białe, szero-
kie „muzułmańskie” spodnie. Na gło-
wie zamiast spiczastego kirgiskiego
kołpaka ma białą, płaską muzułmań-
ską tybetejkę. W gruncie rzeczy cieszę
się, że w końcu go spotkałem. To on or-
ganizował donosy do KGB, że w na-
szym Dziecięcym Centrum Rehabili-
tacyjnym „nawracamy muzułmańskie
dzieci na baptystów”. Znajomi kagebi-
ści przyjeżdżali i mówili:
– Damian, my wiemy, że tu nic złego
nie robicie, ale donos to donos, musimy
przyjechać i sprawdzić. Dasz choć 500
som na benzynę?
Siadamy na trawie. Mołdo słabo mówi
po rosyjsku, więc przechodzimy na kir-
giski.
– Może byś najpierw przyjechał
i sprawdził, co robimy? Bo jak nas
wcześniej podpalisz, to już nigdy się
nie dowiesz, czy rzeczywiście robiliśmy
coś złego.
Widzę, że mój argument niezbyt go
przekonuje. Chyba myśli, że lepiej by-
łoby jednak prewencyjnie podpalić tego
niewiernego. Jak z nim rozmawiać?
Przecież on żyje w 1428 r. (lata liczone
od hidżry, ucieczki Mahometa z Mek-
ki do Medyny)! Dzieli nas więc prawie
sześć stuleci! Z rycerzami z krucjat
lub Polakami walczącymi z Turkami
pod Warną pewnie znalazłby wspólny
język i zrozumienie…
– Bajke („starszy brat”, coś w rodzaju
naszego „pan”), czy ja wyglądam na ta-
kiego głupca, żeby cudze dzieci bez wie-
dzy rodziców nawracać? Przecież Bogu
coś takiego się nie podoba. Młody mołdo
rozważa w milczeniu moją odpowiedź.
Nawracanie na chrześcijaństwo mu się
nie podoba, ale na islam, kto wie… Roz-
stajemy się w miarę po przyjacielsku.
Za rok znowu złożył na nas donos. A na-
sze „nawracanie muzułmańskich dzieci
na baptystów”? Zorganizowaliśmy w na-
szym Centrum bezpłatny obóz dla sierot
i niepełnosprawnych dzieci z Czycz-
kana. W tym samym czasie był tu obóz
dla dzieci z parafii katolickich. Podczas
Mszy kirgiskie dzieci, zaciekawione,
podchodziły do prowizorycznej kaplicy,
a podczas wieczornej zabawy próbowały
śpiewać piosenki z pokazywaniem, np.
Każdy święty chodzi uśmiechnięty…. Głu-
pio mi było te dzieciaki przeganiać, żeby
nie poczuły się gorsze, niechciane. I taki
jest nasz „prozelityzm”.
W służbie najsłabszym
Według powszechnej opinii miejsco-
wych muzułmanów dzieci niepełno-
sprawne to kara za grzechy rodziców.
A zatem po pierwsze rodzice są napiętno-
wani. Często w takiej sytuacji mąż pozo-
stawia żonę i zakłada drugą rodzinę. Tak
więc kobieta nie tylko ma chore dziecko,
lecz także zostaje sama, bez środków do
życia. Jak pracować, kiedy ma się niepeł-
nosprawne dziecko w domu? Dziecko
zostaje zamknięte w czterech ścianach
swojego pokoju. O żadnej rehabilitacji
lub jakiejkolwiek aktywności nie ma
mowy. W szczególności dzieci upośle-
dzone często pozbawione są najprostszej
opieki, odpowiedniej terapii. Warunki
w których żyją, w Europie byłyby uzna-
ne za nie do zaakceptowania.
Po prawie dobie jazdy niepełno-
sprawne dzieci z Batkenu na południu
Kirgistanu wychodzą z busa. Wszystko
je ciekawi: ludzie, dom, toalety, stołów-
ka i oczywiście wielka woda, w której
można się kąpać. Jedne idą o kulach,
drugie jadą na wózkach inwalidzkich.
JEZUICI NASZE WIADOMOŚCI | NR 54 | GRUDZIEŃ 2019
54
→
Bez wątpliwości
Dziecięcy Ośrodek Wypo-
czynkowo-Rehabilitacyjny
jest największym duszpa-
sterskim i charytatywnym
dziełem Kościoła kato-
lickiego w Kirgistanie.
Dzieci z zespołem Downa są w tym
względzie samodzielne, ale zawsze go-
towe na jakieś psoty. Ich matki, dzięki
temu, że dziećmi zajmują się wolun-
tariusze, mogą chociaż te kilka dni
w roku mieć trochę czasu dla siebie.
Chcemy robić dla tych dzieci więcej:
zapraszać terapeutów, organizować
hipoterapię. Brakuje nam jednak po-
kojów dla współpracowników i wolon-
tariuszy. Młodzi mogą jeszcze miesz-
kać w jurcie, ale przecież nie możemy
czegoś takiego proponować 60-letniej
terapeutce z Austrii. W domu tłocz-
no: w pokoju o powierzchni 20 m
2
śpi
7 matek z niepełnosprawnymi dzieć-
mi. Trudno to nazwać wypoczynkiem,
ale i z tego wszyscy się cieszą.
Jak się to narodziło?
Nasze centrum powstało z prostej
potrzeby. Już wcześniej organizowa-
liśmy obozy dla dzieci i młodzieży
z naszych parafii rozsianych po ca-
łym Kirgistanie. Obozy odbywały się
pod namiotami lub w wynajętych,
tanich ośrodkach wypoczynkowych.
Często bez łazienki czy normalnej
ubikacji. Woda z rury z pobliskiej
rzeczki i dzieci rano płaczące, że całą
noc z zimna nie mogły zasnąć. Trze-
ba było coś robić. Kilka organizacji
pomagających dzieciom z niepełno-
sprawnościami było w takiej samej
sytuacji. Postanowiliśmy połączyć
swoje siły, choć w rzeczywistości po-
łączyliśmy nasze potrzeby.
Pieniądze zbieraliśmy od kogo się
dało: od wielkich i małych. Wiele
otrzymaliśmy od jezuitów z Niemiec,
Austrii, Anglii, Polski, Szwajcarii,
Słowacji, z Kurii Generalnej w Rzy-
mie i z Australii. Pomogły Stany
Zjednoczone, Watykan, darczyńcy
z Hiszpanii oraz Misereor z Niemiec.
Wolontariusze ze Słowenii za swoje
pieniądze wybudowali dach. Ja sam
jeździłem po różnych parafiach
i na kiermaszach misyjnych sprzeda-
wałem swoje fotografie z kirgiskich
gór. W tym czasie szalała w Kirgista-
nie rewolucja i wojna domowa: kie-
dy w Dżalalabadzie płonęły tysiące
domów, myśmy budowali swój nad
jeziorem Issyk-kul. Trwało to równo
rok. A ile jeszcze problemów do roz-
poczęcia budowy, ile walki o każdy
papierek z miejscową władzą, oczy-
wiście korupcja… Mieliśmy jednak
takich współpracowników, także
muzułmanów, że udało się wszyst-
kie te przeszkody – nie do opisania
dla Europejczyka – pokonać. Kiedy
przyjechała pierwsza grupa – była
to młodzież katolicka – spali jeszcze
w stołówce, a zamiast odpoczynku
malowali ściany. Te obozy są bardzo
ważne dla naszych dzieci i młodzie-
ży: na co dzień żyją wśród muzułma-
nów i tylko podczas obozów mogą
poznać tylu katolików i umocnić
swoją wiarę.
Pokazać dobroć Ojca
Mamy grupy, które przyjeżdżają
do nas co roku. Jak np. rodzinny dom
dziecka Lotos z Osz. Rosyjsko-tatar-
skie małżeństwo przyjęło pod swój
dach prawie 20 sierot. Od państwa
ARRUPE!
55
na utrzymanie jednego dziecka otrzy-
mują dziennie 2-3 euro. Kiedy matka
zmarła, odpowiedzialność za dom
przejął jej 20-letni syn. Od różnych
grup bierzemy według ich możli-
wości pieniądze na opłacenie kosz-
tów pobytu, ale od domów dziecka
takich jak Lotos nie bierzemy nic:
oni po prostu żadnych pieniędzy nie
mają. Tak samo, jak dzieci z domu
inwalidów w Dżalalabadzie: kiedy
przyjeżdżają do nas, często nie mają
ze sobą innych ubrań niż te na sobie.
Na nogach klapki, a w ręku jedna fo-
liowa torba.
Rodzice niepełnosprawnych dzie-
ci z Dżalalabadu – wszyscy zresztą
muzułmanie – z fundacji „Źródło
miłości”, założonej przy naszej po-
mocy, pytają mnie, czy ksiądz może
pomodlić się nad każdym z ich dzie-
ci? W skupieniu czekają, aż ksiądz –
ubrany w albę i stułę – podejdzie do
każdego dziecka, położy ręce na gło-
wę i pomodli się cicho. Kirgizi są
z natury pobożni i tradycyjnie otwar-
ci na inne religie. Wiedzą, że ich dzie-
ciom więcej niż lekarze mogą pomóc
modlitwa i Bóg.
Bez wątpliwości Dziecięcy Ośrodek
Wypoczynkowo-Rehabilitacyjny jest
największym duszpasterskim i charyta-
tywnym dziełem Kościoła katolickiego
w Kirgistanie. Jest to także nasze naj-
poważniejsze zaangażowanie na rzecz
muzułmanów. Każdy obóz ma swo-
ją specyfikę:
– obozy dla dzieci upośledzonych to dla
muzułmańskiego społeczeństwa świa-
dectwo chrześcijańskiego miłosierdzia;
– obozy protestantów to przykład
praktycznego ekumenizmu;
– obozy astronomiczne to preewange-
lizacja wśród młodzieży muzułmańskiej;
– obozy katechetyczne dla dzieci
i młodzieży wychowują następne gene-
racje katolików w Azji Centralnej.
W ten sposób Kościół służy ducho-
wym i materialnym potrzebom tych
najsłabszych. W ciągu roku pomaga-
my około 1000 dzieci upośledzonych
fizycznie, psychicznie lub społecznie.
W tym czasie przebywa u nas 30 róż-
nych grup nie tylko dzieci, ale rów-
nież dorosłych.
Nasze plany
W celu polepszenia jakości na-
szej pracy i warunków przebywania
w Ośrodku oraz zwiększenia ilości
uczestników obozu 1 września tego
roku zaczęliśmy budowę drugiego
budynku. Największym problemem
Ośrodka jest brak miejsca. Nie mamy
dosyć pokojów dla pracowników, wo-
lontariuszy, terapeutów, księży i sióstr.
Ze względu na brak miejsca dzieci
muszą czasami żyć w namiotach lub
w przepełnionych pomieszczeniach
(ponad 20 osób w jednym pokoju). Skra-
camy też długość obozów do 5 dni, co
pozbawione jest uzasadnienia, kiedy
dzieci jadą do nas ponad dwie doby.
Odczuwamy też brak większej sali do
zajęć grupowych (teraz organizujemy
je w stołówce) i oddzielnego pomiesz-
czenia na kaplicę. Nowy budynek
będzie miał 560 m
2
, a koszty budo-
wy wyniosą ok. 200 tys. euro. Mamy
JEZUICI NASZE WIADOMOŚCI | NR 54 | GRUDZIEŃ 2019
56
WPŁATY NA RZECZ
OŚRODKA MOŻNA
DOKONYWAĆ NA KONTO:
W ZŁOTÓWKACH: BIURO MISYJNE
64 2030 0045 1110 0000 0101 8520
W EURO: PROWI.WIELKOP.-MAZOW.
TOW.JEZUSOWEGO
PL 04 1600 1462 1849 9594 6000 0012
TYTUŁ WPŁATY: „ISSYK-KUL”
Damian Wojciechowski SJ – ukończył
szkołę filmową w Moskwie, od
1996 r. misjonarz w Syberii, Kirgizji
i Kazachstanie, mieszka w Biszkeku.
nadzieję, że na Dzień Dziecka 2020
r. gmach będzie już gotowy.
Od lat naszą pracę wspierają biura
misyjne jezuitów z Austrii, Niemiec,
Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Polski
i wiele innych kościelnych fundacji.
Pomagają nam opłacić koszty stałe:
pensje, koszty ogrzewania, elektrycz-
ność. Finansują remonty i zakup nie-
zbędnego sprzętu, jak meble, lodówki
czy pralki. A przede wszystkim opła-
cają transport i wyżywienie dla dzie-
ci z niepełnosprawnościami i sierot.
Dzień pobytu kosztuje u nas 10 euro,
a transport tam i z powrotem 50 euro.
Oznacza to, że za ofiarę 150 euro może
u nas odpocząć jedno dziecko.
Sam ciągle się dziwię, jak to jest możli-
we, że w tak szybkim tempie z maleńkie-
go ziarenka wyrosło wielkie drzewo? Ilu
ludzi z tak wielu krajów zaangażowało
się w stworzenie i działalność tego domu!
Okoliczności powstania Centrum i jego
działalność często przypominają ogrom-
ne fale, które podczas zimowych sztor-
mów uderzają w oddalony o zaledwie 100
metrów brzeg Issyk-kula. Mimo to ciągle
przyjeżdżają do nas dzieci z całego Kirgi-
stanu. Dni spędzone w naszym Centrum
pozostaną bez wątpienia w ich pamięci
na długo, a może na zawsze.